Podróż Etiopia 2010
Moja trzytygodniowa podroz po Etiopii w minionym listopadzie zaowocowala nie tylko wspanialymi i niezapomnianymi wrazeniami ale i ponad 4 tysiacami zdjec. Poniewaz ich wybor i opracowanie jeszcze troche potrwa, a co najmniej kilka osob oczekuje juz pierwszych moich wrazen, to wklejam na razie na zaspokojenie (albo na zaostrzenie?) apetytu malutki wybor 50 impresji z tego bardzo ciekawego kraju.
Addis Abeba jest stosunkowo bezbarwna, chaotyczna stolica i nie ma zbyt wiele do zaoferowania.
Najwieksza chyba atrakcja jest Muzeum Narodowe z oddzialami paleontologicznym i prehistorycznym, archeologicznym, etnologicznym oraz ze sztuka nowoczesna. Jak na afrykanskie warunki to ilosc i prezentacja eksponatow sa niezle. Najslynniejszym eksponatem jest oczywiscie szkielet Lucy (zenskiego osobnika Australopithecus afarensis odkrytego 24 listopada 1974 w polnocnej Etiopii) uchodzacy za najstarsze slady istoty czlowiekopodobnej. Oprocz tego interesujace sa tez rozne insygnia cesarskie, trony i stroje wczesniejszych cesarzy etiopskich.
Przed zwiedzeniem muzeum zapoznajemy sie z sasiadujaca z nim restauracja, gdzie chcemy zjesc obiad. Obsluga jest wprawdzie bardzo mila ale myli sie stale i gubi przy przyjeciu zamowien i pozniej przy zaplacie - 14 osobowa grupa to wyraznie za duzo na raz. Poza tym wszystko to trwa niesamowice dlugo. Dzisiaj jeszcze nas to troche dziwi (choc przyzwyczajony juz jestem do takich niespodzianek w podrozy), ale po kilku dniach stwierdzamy, ze to normalne w Etiopii. Takie problemy i straty czasowe beda nam towarzyszyc przez prawie cala podroz.
W Addis Abeba znajduje sie rowniez inna atrakcja - Mercato - najwiekszy w Afryce targ obejmujacy chyba cala dzielnice, na ktorym pracuje ok. 13 tys. osob. Nie uchodzi on jednak za zbyt biezpieczny dla turystow :-) Wiec tylko przejezdzamy wzdluz i wszerz jego waskimi uliczkami.
Addis Abeba lezaca na wysokosci pomiedzy 2200 i 3000 m n.p.m. znajduje sie na trzecim miejscu wsrod najwyzej polozonych stolic swiata.
Opuszczajac miasto w kierunku polnocnym wjezdzamy serpentynami po zboczach gory Entoto, u ktorej stop lezy Addis Abeba, aby po pewnym czasie osiagnac plaskowyz.
Na trasie tej trenuja podobno chetnie slynni etiopscy dlugodystansowcy. I faktycznie po drodze napotykamy wiele osob biegnacych na skraju drogi.
Celem naszej dzisiejszej okolo 500 kilometrowej podrozy jest Bahir Dar polozone nad duzym jeziorem Tana. Po okolo 2 godzinach jazdy osiagamy etiopsko-ortodoksyjny klasztor w Debre Libanos, bedacy jednym z naswietszych miejsc w kraju. W drodze do niego jest wielu pielgrzymow wspierajacych sie na typowych kijach pielgrzymich. Widzimy tutaj tez wielu modlacych sie z ksiazeczek wiernych i mnichow - typowe motywy, z ktorym bedziemy spotykac sie czesciej w polnocnej Etiopii. Obecny klasztor pochodzi z lat 60-tych, ale juz w XIII. wieku powstal tutaj pierwszy klasztor.
Po drodze do Bahir Dar robimy jeszcze kilka krotkich postojow, widzac m.in. po raz pierwszy typowe okragle wiejskie chaty, i po godz. 18 osiagamy w koncu nasz hotel.
Rano wyruszamy z Bahir Dar do polozonych ok. 30 km na poludniowy-wschod od miasta wodospadow na Niebieskim Nilu, znajdujacych sie kolo miasteczka Tissisat. Po drodze robimy kilka krotkich postojow, obserwujac toczace sie tutaj wiejskie zycie. Przed jedna z chat przygladamy sie na przyklad, jak wykonuje sie typowy chleb etiopski - indzera (injera). Sa to wlasciwie pieczone na blasze cienkie i szare podplomyki, o srednicy ok. 50 cm. Wypieka sie ja z teffu (zboze bedace podstawowa roslina uprawna w Etiopii). Ciasto powstaje z maki zmieszanej z woda, która odstawia sie najpierw na pare dni aby sfermentowala.
Indzera jest podawana do wszystkich potraw w Etiopii, spozywa sie ja np. z drobnymi kawalkami miesa, ktore chwyta sie reka poprzez oderwane kawalki tej wlasnie indzery i nastepnie taka w rozne sosy i inne dodatki (w Etiopii nie uzywa sie na ogol sztuccow).
Sama indzera ma bardzo kwaskowaty smak i musze przyznac, ze nie przypadla mi do gustu.
Okolo godz. 10 docieramy do parkingu w okolicy wodospadow i stad udajemy sie poprzez stary kamienny most portugalski na okolo kilometrowa wedrowke czy tez raczej spacer w kierunku punktu widokowego na przeciwko wodospadow. Po drodze mijamy mala wioske, ktorej mieszkancy trudnia sie najwyrazniej produkcja pamiatek. W kazdym razie przed prawie kazda chata wisza jakies tkaniny i wyroby tekstylne, niektore kobiety tkaja, a prawie kazdy chce nam cos sprzedac. Ale po minieciu tych kilku chat panuje znowu spokoj i znowu moge delektowac sie tym idyllicznym krajobrazem, wypelnionym swieza zielenia.
Ostatni raz padalo tutaj przed ponad miesiacem, wiec wodospady na Niebieskim Nilu nie obfituja w zbyt duza ilosc wody. A dochodzi do tego jeszcze fakt, ze czesc wody z koryta rzeki odgaleziono niedawno tuz przed wodospadami i wykorzystuje sie to sztuczne boczne ramie rzeki do napedzania turbin w nowej elektrowni wodnej. Dopiero poza wodospadami wprowadza sie ta wode znowu do Niebieskiego Nilu. Ale mimo wszystko wodospady wygladaja bardzo ciekawie. Sa to drugie pod wzgledem wielkosci wodospady w Afryce (po wodospadach Wiktorii oczywiscie).
Po spedzeniu czasu nad wodospadami wracamy do Bahir Dar i jemy dobry obiad w przyjemnej restauracji. Po poludniu udajemy sie do przystani nad jeziorem Tana (najwyzej polozone jezioro w Afryce - 1830 m npm - i jednoczesnie najwieksze w Etiopii - 3000 km kw.) i przesiadany sie na maly stateczek, ktorym plyniemy okolo godzine do polwyspu Zeghe. Na polwyspie tym jak rowniez na okolo 20 wyspach na jeziorze znajduja sie liczne klasztory etiopskiego kosciola ortodoksyjnego. Niektore z nich pochodza juz z XIV w.
Po doplynieciu do polwyspu idziemy ok. 15 minut przez rzadki las, po czym docieramy do klasztoru Ura Kidane Mehret z XVI wieku. Juz przed klasztorem oczekuja nas wzdluz sciezki liczne stragany z wszelakiego rodzaju pamiatkami - przede wszystkim dewocjonalia, krzyze etiopskie w najrozniejszych rozmiarach, kopie malowidel klasztorych itp. Sam kosciol klasztorny i otaczajace go bydynki sa bardzo niepozorne - okragle chaty z drewna, slomy i gliny. Nigdy bym nie pomyslal, jakie skarby sztuki kryja sie w srodku. Jak w wiekszosci kosciolow w srodku znajduje sie jakby drugi, kwadratowy budynek, ktory wypelnia prawie cale pomieszczenie i w ktorym sa przechowywane najwieksze swietosci kosciola (np. kopie 10 przykazan). Ta czesc jest dostepna tylko dla kaplanow. Sciany tej kwadratowej budowli pokryte sa calkowicie malowidlami przedstawiajacymi najrozniejsze sceny biblijne i roznych swietych. Powstaly one pomiedzy XVI i XIX wiekiem. Malowidla te sa wykonane na tkaninach, ktore nastepnie przyklejanio na drewniane sciany. Wyglada to na prawde wspaniale, zdjecia oddaja tylko w malej czesci panujaca tutaj atmosfere.
Po zwiedzeniu tego klasztory wracamy znowu do stateczku i plyniemy przy promieniach pomalu juz zachodzacego slonca do przystani w Bahir Dar.
W Bahir Dar nocujemy w hotelu polozonym przy jednej z glownych drog. Nastepnego poranka, w sobote ok. godz. 4.30 rano budzi mnie dochodzacy z ulicy glosny i rytmiczny odglos bebnow oraz monotonne spiewy. Wstaje, wygladam z okna i widze idaca cala szerokoscia ulicy procesje ludzi ubranych na bialo lub majacych biale narzuty - koce czy plachty.
Okolo 3 godz. pozniej, podczas sniadania w hotelu powtarza sie ta ceremonia, tylko ze ludzie ida w przeciwna strone. Jak sie okazuje jest to normalna procesja wiernych udajacych sie na msze do kosciola. Dzisiaj rano odbywala sie w pobliskim kosciele msza dla studentow i mlodziezy, a msze w Etiopii trwaja po kilka godzin, wiec zaczynaja sie juz tak wczesnie rano. Stadt tez te popularne w calym kraju dlugie kije, ktorych uzywaja pielgrzymi i ktore stoja tez w kosciolach. Sluza one wiernym do podpierania sie pod ramieniem, aby podczas tych dlugich i wczesnych nabozenstw nie przewrocic sie ze zmeczenia.
Po opuszczeniu Bahir Dar przejezdzamy raz jeszcze przez Niebieski Nil, ktory wyplywa niedaleko stad z jeziora Tana, i kierujemy sie na pólnoc. Droga prowadzi w niewielkiej odleglosci od wschodniego brzegu jeziora Tana przez stosunkowo plaskie tereny, na ktorych znajduja sie prawie wylacznie male pola z uprawa zboza oraz pastwiska.
Po drodze widzimy jak zwykle wielu wiesniakow przemierzajacych na piechote ogromne odleglosci. W malej miejscowosci Wereta odbywa sie akurat cotygodniowy targ i im blizej sie do niej zblizamy, tym pelniej jest na drodze. W samej miejscowosci zatrzymujemy sie i rowniez pieszo przemierzamy glowna ulica obserwujac toczace sie tutaj zycie w dniu targowym.
Nieco pozniej zatrzymujemy sie przy charakterystycznej skale nazywanej "Palcem Boga". Naprzeciwko niej znajduje sie maly szalas, przed ktorym siedzi samotny mnich. Gdy podchodzimy do niego, dowiadujemy sie, ze zbiera on datki od przejezdnych, bo chce wybudowac w tym miejscu kosciol. Odpowiednia puszka na ofiary oraz duza i kolorowa tablica informujaca, ze przed fotografowaniem skaly nalezy zaplacic, stoja oczywiscie przy drodze. Zastanawiam sie, ile dziesiatek lat bedzie on jeszcze musial stac w tym miejscu i zbierac datki, zanim starczy na budowe kosciola, bo przeciez nie roi sie tutaj od turystow z aparatami fotograficznymi.
Przed poludniem docieramy do naszego hotelu na obrzezach masta Gonder bedacego stolica regionu Amhara. Po wprowadzeniu sie do pokoju, zjedzeniu obiadu i krotkim odpoczynku udajemy sie do centrum miasta w celu zwiedzenia jednego z najciekawszych miejsc w polnocnej Etiopii. Miesci sie tutaj bardzo ciekawy obszar palacowy "Fasil Ghebbi" nalezacy do dziedzictwa kulturowego UNESCO. Na dosyc obszernym obszarze znajduja sie ruiny 6 palacow etiopskich cesarzy oraz kosciolow, klasztorow i innych zabudowan. Powstaly one w okresie pomiedzy rokiem 1632 und 1855, kiedy to Gonder byl stolica Etiopii. Nie jest calkiem jasne, kim byli budowniczowie zamków, niemniej jednak widoczne sa w nich wplywy portugalskie, indyjskie oraz arabskie. Calosc otoczona jest kamiennym murem o dlugosci 900 metrów. Najwiekszym budynkiem jest palac cesarza Fasiledesa (1632-1677).
Po dokladnym obejsciu terenu i zwiedzeniu poszczegolnych budowli udajemy sie do wschodniej czesci miasta, gdzie znajduje sie klasztor Debre Berhan Selassie, wzniesiony w XVII. w przez cesarza Eyasu II. Pomimo niepozornago wygladu z zewnatrz znajduja sie w kosciele klasztornym wspaniale malowidla scienne z roku 1694. A drewniany sufit pokryty jest malowidlami przedstawiajacymi glowy aniolow. Równiez ten kosciól znajduje sie na liscie dziedzictwa kulturowego UNESCO.
Nastepnym miejscem godnym zwiedzenia sa polozone w innej czesci miasta laznie cesarza Fasiledesa. W kamiennym basenie o rozmiarach ok. 70x40 m znajduje sie maly palacyk.
Stad udajemy sie do polozonego na wzgórzu nad miastem luksusowego hotelu Goha. Z ogrodowego tarasu widokowego roztacza sie wspanialy widok na miasta i cala okolice. Popijajac zimne piwo delektujemy sie ta panorama w swietle pomalu zachodzacego slonca.
Dzisiaj nasza trasa prowadzi z Gonder dalej na polnoc. Kilka kilometrów po opuszczeniu miasta zatrzymujemy sie w przydroznej wiosce Felaszów - etiopskich Zydów. Zamieszkuja oni te tereny juz od wielu setek lat, ale wiekszosc wywedrowala w miedzyczasie do Izraela. W wiosce oczekuja nas oczywiscie znowu liczne stoiska z pamiatkami - glównie wyrobami z gliny nawiazujacymi do zydowskich tradycji Felaszów.
Krajobrazy mijane po drodze sa zdominowane przez rolnictwo, ale oczom naszym ukazuja sie tez panoramiczne widoki na interesujace pasma górskie.
Na krótko zatrzymujemy sie w malej miejscowosci Dabat, aby zatankowac nasz busik. Ja obserwuje w tym czasie toczace sie na ulicy zycie. Przed poludniem docieramy do naszego hotelu w miejscowosci Debark, bedacej baza wypadowa do Parku Narodowego Semien. Jest on znany ze wspanialych krajobrazów górskich i zostal wpisany juz w 1978 roku na liste dziedzictwa naturalnego UNESCO.
Nasz hotelik to chyba najokazalszy budynek w Debark. Stoi on przy glównej drodze, która nie widziala jednak jeszcze nigdy asfaltu. W hotelu spedzamy spokojnie przerwe obiadowa (oczywiscie jak wszedzie w Etiopii procedura zamawiania i wydawania potraw, a potem pisania rachunkow i placenia trwa baaaardzo dlugo :-). W miedzyczasie spaceruje juz wiec tez troche po miasteczku.
Okolo godz. 13.30 wyjezdzamy do parku narodowego. Do naszego autobusika dosiadaja dwaj uzbrojeni w kalasznikowy miejscowi rangersi. Po okolo godzinie jazdy w kierunku gór Semien wysiadamy na krawedzi parku, na wysokosci ok. 3260 m npm. Aby dotrzec do centrum parku i gór trzeba miec duzo wiecej czasu: nie ma tutaj rozbudowanych dróg, a wiec osiagalne sa tylko niektóre miejsca, skad mozna odbywac kilkudniowe trekkingi wglab tych niezwykle malowniczych gór.
Juz zaraz po opuszczeniu naszego busika oczekuje nas jedna z glównych atrakcji tych gór - liczace kilkadziesiat osobników stado malp dzelada, które akurat w tym miejscu spokojnie skubia sobie soczysta trawe posuwajac sie pomalu w dól zbocza. Malpy te naleza do rodziny makakowatych i sa spokrewnione z pawianami. Ich cecha charakterystyczna jest nieowlosiona czerwona skóra na piersi. Dlatego sa tez nazywane potocznie malpami o krwawiacym sercu. Obecny zasieg wystepowania dzelady obejmuje wyzyny i góry pólnocno-zachodniej Etiopii i Erytrei. Najliczniej wystepuja one wlasnie tutaj w w Parku Narodowym Semien. Podobno zyje w nim okolo 50.000 osobników. Dzelada jest jednak bardzo rzadkim gatunkiem, i wlascwie tylko tutaj mozna je spotkac. Uchodzi za jedno z najinteligentniejszych stworzen po czlowieku.
Po przygladnieciu sie zachowaniu dzelad udajemy sie na wedrowke krawedzia stromego zbocza, skad roztaczaja sie piekne widoki na lezace ponizej wierzcholki gór. Nasi uzbrojeni rangersi caly czas nam towarzysza. Zastanawialem sie po co oni nam potrzebni, bo malpy nie wywieraly na mnie wrazenia, ze moga byc agresywne. Po chwili jednak widze, ze rangersi zajmuja sie przede wszystkim odganianiem dzieci z zyjacych tutaj plemion, które to caly czas nam towarzysza w pewnej odleglosci i kryja sie za drzewami. Od czasu do czasu udaje sie jednak przedostac jakims dzieciakom blizej nas. Oni chca sprzedawac tylko pamiatki - przede wszystkim fikusne welniane czapki, ktore tez sami nosza. Na tej wysokosci jest juz dosyc chlodno - ale widac, ze dzieci i w ogóle zyjace tutaj plemiona sa bardzo ubogie. Prawie wszystkie dzieci sa na bosaka, choc niektóre ubrane sa w grube stare swetry i cieple czapki. Widac jednak, ze nogi maja odmrozone. Ich odziez jest bardzo stara, nieraz juz calkowicie sie rozpada. Szczególnie pozostaje mi w pamieci taki ok. 5-6 letni szkrab, który ma jako jedyna odziez na sobie ciepla kurtke z kapuza, poza tym jest nagi. Zal mi tych dzieciaków, które sa stale odganiane przez naszych rangersow. Widac, ze zycie tutaj jest bardzo ciezkie, a ich rodziny nie maja wielu mozliwosci zarobku.
Podczas naszej wedrowki napotykamy jeszcze kilkanascie dzelad, ale nie zauwazam zadnych zyjacych tutaj ptaków.
Po niecalych dwóch godzinach konczymy nasza wedrówke i wracamy do Debark. Po powrocie spaceruje jeszcze troche po centrum miasteczka i obserwuje toczace sie tutaj zycie.
Podczas kolacji w hotelu oczekuje nas maly zaimprowizowany wystep folklorystyczny. Mezczyzna z kobieta graja i spiewaja lokalne piosenki. Nasza kelnerka i kelner tez nie umieja sie powstrzymac i w przerwach wolnych od obslugi bardzo zgrabnie tancza do muzyki. Najbardziej zachwycaja nas jednak jej dwie kilkuletnie córeczki, które nasladuja taniec doroslych. Widac, ze tutejsi mieszkancy maja taniec i muzyke we krwi.
wg. Wikipedii:
Aksum (Axum) – starozytne panstwo zalozone w I wieku p.n.e. w pólnocnej czesci dzisiejszej Etiopii i Erytrei, bedace jej historyczna kolebka. Rozwijalo sie dzieki kontaktom handlowym miedzy Pólwyspem Arabskim i Afryka. Jego stolica bylo Aksum. Z portu w Adulis przewozono towary do basenu Morza Sródziemnego, a takze do Indii i na Cejlon. Okres swietnosci przezywalo w III-VI wieku - rozszerzylo swe granice w kierunku poludniowym i zachodnim i stalo sie jedna z poteg ówczesnego swiata bliskowschodniego. W polowie IV wieku, w czasach panowania Ezany, Aksum przyjelo chrzescijanstwo za posrednictwem kupców syryjskich. O znaczeniu i bogactwie panstwa swiadczyla zlota moneta bita przez Ezane, poczatkowo ozdobiona nowiem i dwiema gwiazdami, nastepnie, po przyjeciu chrzescijanstwa, wyobrazeniem krzyza.
W latach 20. VI wieku wladca aksumski Kaleb, sprzymierzony z cesarzem bizantyjskim Justynianem I Wielkim przeciwko Himjarytom, podejmowal dwukrotnie (523 i 525) próbe podboju Pólwyspu Arabskiego, zapewniajac Aksum do okolo 570 kontrole nad jego poludniowymi terytoriami. Podjeta w tymze roku wyprawa w celu zdobycia Mekki zakonczyla sie niepowodzeniem Aksum i utrata jego wplywów na Pólwyspie Arabskim na rzecz Persji. Od VII wieku rozpoczal sie stopniowy upadek Aksum, zwiazany z ekspansja islamu i odcieciem panstwa przez muzulmanów od szlaków handlowych, laczacych Morze Sródziemne z Oceanem Indyjskim, oraz opanowaniem aksumskiego wybrzeza Morza Czerwonego - wyspy Dahlak i zatoki Massaua - przez Arabów. Aksum upadlo ostatecznie w IX-X wieku.
Z opisu pewnego niemieckiego filmu dokumentalnego o Lalibeli:
"Aniolowie pomagali podobno przy budowie - poniewaz nikt nie mogl sobie wyobrazic, aby ludzie byli zdolni do stworzenia czegos takiego, jak koscioly skalne w Lalibeli. W oddaleniu od innych zamieszkanych terenow, na wysokosci 2600 metrow n.p.m., ponad 800 lat temu na zlecenie pewnego chrzescijanskiego wladcy nieznani rzemieslnicy rozpoczeli wykuwac w czerwonej lawie bazaltowej wielopietrowe koscioly. Zdolnosci precyzyjnego formowania takich monumentalnych budowli z jednego tylko bloku skalnego dawno juz sie zatracily.
Pozostaly tylko legendy o basniowym chrzescijanskim krolestwie na Rogu Afryki, ktore docieraly az do Europy. Druga Jerozolima miala ukrywac sie za gorami Etiopii.
Stosunkowo niezniszczone przetrwaly te ukryte koscioly wrogich inwazorow, ktorzy w roznych epokach przemieszczali sie przez etiopska ziemie.
Ich originalne wyposazenie w obrazy, freski i manuskrypty zachowalo sie jeszcze w duzej czesci. Opowiadaja one historie tego najstarszego chrzescijanskiego panstwa, ktore oparlo sie wszystkim próba nawrocenia. Jeszcze do dzisiaj pielgrzymuja pobozni chrzescijanie do Lalibeli."
A tak pisze o Lalibeli Wikipedia:
Lalibela – miasto w Etiopii, lezace na wschód od jeziora Tana, na pograniczu Wyzyny Abisynskiej i Kotliny Danakilskiej. Lalibela jest swietym miejscem ortodoksyjnego kosciola etiopskiego, do którego zmierzaja liczne pielgrzymki chrzescijan, nie tylko z Afryki. Slynie z dwunastu wykutych w litej skale monumentalnych kosciolów, zbudowanych za panowania cesarza Lalibeli (1185–1225).
Koscioly sa wlasnym dzielem Etiopczyków, o czym swiadcza m.in. liczne motywy zdobnicze, wywodzace sie z rodzimej tradycji, tkwiacej korzeniami w czasach Aksum. Legenda mówi, iz przy budowaniu kosciolów ludziom pomagali aniolowie, dlatego tez budowa wszystkich kosciolów trwala podobno tylko 21 lat.
Za panowania cesarza Lalibeli miasto nazywalo sie Roha. Lalibela znaczy natomiast "pszczoly uznaly jego wladze". Wiaze sie z tym legenda, zgodnie z która po narodzinach cesarza otoczyl go rój pszczól, co jego matka uznala za znak i zapowiedz, ze bedzie w przyszlosci negusem, królem królów Etiopii, dlatego tez nadala mu to imie.
Koscioly wpisano na liste swiatowego dziedzictwa kulturalnego UNESCO.
Zaloguj się, aby skomentować tę podróż
Komentarze
-
Jestes swietnym fotografem.
Widziales o wiele wiecej ode mnie,nasza podroz trwala tylko 10 dni, bo czekal Sudan na nastepne 10. -
Wspaniałe zdjęcia! :) podróż musiała być naprawdę fascynująca. Serdecznie pozdrawiam!
-
Co mogę jeszcze powiedzieć?- National Geographic.
Super. -
Bardzo dziekuje za szybka odp.. A orientujesz się Marku, czy na miejscu bylaby mozliwosc wynajecia przewodnika ? Z gory dziekuje i pozdrawiam )
-
Fascynujaca podroz, Marku czy trudna bylaby to podroz na wlasna reke ? Ceny biletow lotniczych zachecaja ;)
-
Fascynujaca podroz, Marku czy trudna bylaby to podroz na wlasna reke ? Ceny biletow lotniczych mocno zachecaja...Pozdrawiam, Martyna
-
Bardzo interesująca podróż :)
teraz zabieram sie za oglądanie :)) -
...teraz tu nic nie wpiszę, bo sam mówiłeś, Marku, że zdjęć będzie jeszcze więcej...
-
Wróciłam i uraczyłam się kolejnymi dwoma odsłonami Twojej podróży po Etiopii. Rewelacyjne jest zdjęcie pielgrzyma z czarnym parasolem. Kapitalny kadr.
-
Gratuluję zasłużonych 200.000!
-
Bardzo ciekawe zdjęcia z Lalibela :-)
-
Dzięki za piękne zdjęcia z Lalibela. 200.000 tuż, tuż. Pozdrawiam.
-
...zdjęcia z Lalibela już były wrzucane do Kolumbera, ale dopiero z Twoich, Marku, fotografii zorientowałem się, że kościołów tam jest kilka i są powiązane w system...
-
Nadrobilem ogladanie do czesci 7 :-)) Egzotyka na kazdym kroku!
-
Dzięki za kolejną (mam nadzieję że nie ostatnią) odsłonę z podróży po tym pięknym, a mało znanym kraju. Pozdrawiam.
-
troszkę pooglądałam, piękne zdjęcia, jak zwykle zresztą, czekam na c.d.n.
-
Mapew, umiejętnie dozujesz nam Twoje fotografie ... :-) ...
-
treize, zdjec jeszcze przybedzie :-)
-
szkoda,że tak mało zdjęć
-
Dodałeś Aksum,na które długo czekałam. Niestety,z braku czasu dzisiaj tylko
na miniaturki spojrzałam,ale wrócę,wrócę......:) -
oj było co oglądać i wszystkie zdjęcia wspaniale
-
jeszcze mam bardzo duzo do opowiedzenia i do pokazania - ale ciezko sie zabrac do pisania.... :-)
-
Wróciłem .... Zobaczyłem .... Poczytałem ..... i chcę tam jechać :)
Pozdrawiam serdecznie, bARtek -
Dzisiaj dokończyłem oglądanie zdjęć i rowniez zapoznalem sie z Twoja relacja - ta czesc tez Ci idzie znakomicie! Etiopia to piekny i ciekawy kraj - Twoje zdjecia to potwierdzaja.
I jeszcze z innej beczki: Bo mi sie zdawalo, ostatnio chyba 2 razy pominales swoj udzial w konkursie na FF... -
przepiękne zdjęcia ,dzięki takim ludziom jak Pan mogę sobie zwiedzić kraje na które mnie nie stać ,i zobaczyć jak inni żyją ,jakie są cuda na naszej planecie .pozdr
-
trochę poczytałam, piękne zdjęcia, jeszcze wrócę.
-
Szkoda, że (na razie) tylko tyle - potwierdza się słuszność przysłowia, że apetyt rośnie w miarę jedzenia. Pozdrawiam.
-
I znowu kawał bardzo dobrej roboty. Pozdrawiam :-)
-
...spokojnie czekam na cd... :-) ...
-
...tradycyjnie informuję, że wrócę!
...bo jest do czego! -
Dołączam do oczekujących na dalszą część fotorelacji :)
( jak widać,dla plemienia Hamar nie byliście zbyt atrakcyjni....;)) -
Treize, zgadza sie, tez mialem wrazenie, ze polnoc i poludnie to dwa rozne kraje Zreszta kraj ma wiele roznych oblicz. W wiosce Hamar nie musielsmy sie chowac. Oni po prostu nie zwracali na nas uwagi :-))
Zdjecia kobiet bez krazkow oczywiscie tez dolacze, jak bede tak daleko z moim opisem.
Serdecznie pozdrawiam i zapraszam ponownie :) -
Czarmir, dzieki; kolejne odcinki nastapia. Ale nie mam takiej ekipy jak ci "Na wspolnej" , wiec odcinki te nie beda sie niestety pojawiac tak czesto. :-)
-
Rzeczywiście,z tego o czym piszesz wynika,że egzotyki jest zadziwiająco dużo.
Może uda Ci się wrócić do Etiopii zobaczyć naocznie wszystkie niezwykłości
no i uwiecznić na zdjęciach :) Ku uciesze podróżujących ,jak i tych,którzy
afrykańskie fotograficzne piękno mogą obejrzeć min. na Kolumberze ;)
Zauważyłam,że duży kontrast jest między północną a południową częścią kraju.
Choćby i te plemiona,które mimo zetknięcia z cywilizacją ( kontakt z turystami ),
nadal są dzikie i jakby nie patrzeć niezbyt nastawione przyjaźnie.
Tak pomyślałam,że jednak plemię Mursi sprawia ogromne wrażenie .
( dołącz i zdjęcia kobiet bez krążków )
Co do wioski Hamar - a gdzie schowaliście się,że Was nie zauważono?
Może uda mi się obejrzeć dzisiaj kolejne Twoje zdjęcia, no a jak nie - to na pewno
wkrótce zajrzę :)
Pozdrawiam przedwiosennie ,umiarkowanie ciepło ...;))
-
Piękna ta Twoja Etiopia i cieszę się bardzo, że będą kolejne części :-)
...a żona mi mówiła, że takie "Na Wspólnej" też jest w odcinkach... tylko, że co tydzień od poniedziałku do czwartku ;-) :D
Pozdrawiam serdecznie :-) -
Treize, Etiopia jest bardzo interesujaca. Widzialem tylko maly wycinek i chcialbym tutaj jeszcze wrocic w inne regiony, obfitujace w calkiem inne atrakje - m.in. pustynia, karawany solne, czynny wulkan, w ktorego kraterze mozna w nocy obserwowac gotujaca sie lawe, niesamowite formacje z zolto-zielonej siarki itd.
A plemion jest na poludniu dosyc duzo, odwiedzilismy okolo 7-8, najciekawsze dla mnie to oczywiscie Mursi ze wzgledu na te gliniane talerze, ale najwieksze wrazenie zrobil na mnie pobyt w wiosce Hamar, gdzie przez okolo 4,5 godzin moglismy obserwowac ceremonie inicjacji (tak sie chyba nazywa?), lub tez skoku przez byki, nie bedac zupelnie postrzegani przez tubylcow (ktorych zgromadzilo sie na tej ceremomnii ok. 200-300 z okolicznych wiosek). Napisze o tym pozniej. Zrobilem tutaj tez prawie 500 zdjec, wiec bedzie z czego wybierac... ;-)) -
Nie sądziłam,że Etiopia może być tak interesująca :)
A które z plemion południa ( na razie doliczyłam się czterech - Tsamai,Mursi,
Hamar i Karo ) zrobiło na Tobie największe wrażenie ? -
tak, bede ta opowiesc kontynuowal - w luznych odstepach czasu (pozostaje jeszcze do opisania ok. 20 dni!)
-
Fascynująca opowieść! Rozumiem, że będzie c.d.? :-)
-
Wrócę. To jest absolutnie niezwykłe.
-
dzieki
-
te zielone są super !
-
obiecuje poprawe :-) Na razie nie zdazylem jeszcze dokonac wyboru dalszych zdjec. Ale moze uda mi sie rozpoczac systematyczne doklejanie zdjec za okolo 1-2 tygodnie :-)
-
też czekam ciągle
-
Miło się oglądało, dzięki. A zdjęcia wspaniałe i jakże interesujące opisy. Podrażniony jednak ich na razie skromną ilością (w zanadrzu przecież jest jeszcze 4 tys.) z uznaniem czekam na jak się domyślam równie wspaniałą resztę :-))).
-
O MATKO! Ty wszędzie chyba już byłeś!! pozdrawiam :)
-
Wspaniale zdjecia!!!
-
czadowa wyprawa Marku :)
Czekam na więcej -
w zasadzie wszystko zostało powiedziane. pozostaje mi tylko ukłon do samej ziemi:-)
p.s. mam nadzieję, że te rzeczowe komentarze spod zdjęć, kiedyś znajdą się w relacji.
pozdr.